9 czerwca
Kiedy jeszcze słońce śpi, przy księżycowej latarni wstaję i po omacku pakuję swój bagaż podręczny. Zabieram ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Podobno te dwa dni to będzie szkoła życia i przetrwania. Nie wiem, co o tym myśleć...a na dodatek mamy nocować na jakimś leśnym pustkowiu tam, gdzie diabeł mówi dobranoc... i to z kim? Z duchem Józefa Zadzierskiego - „Wołyniaka”! Wzdrygam się na samą myśl o duchach... Jak tu teraz zasnąć...
10 czerwca
Świta...Nade mną obraz anioła stróża. Wypowiadam w myślach słowa:
„Aniele Boży, stróżu mój,
Ty zawsze przy mnie stój,
rano, wieczór, we dnie, w nocy
bądź mi zawsze ku pomocy,
strzeż duszy, ciała mego,
zaprowadź mnie do żywota wiecznego.
Amen.”
Przyda się pomoc kogoś z góry.
Na podwórku czeka na mnie dwukołowy rumak, dosiadam go i pędzę pod szkołę. Na miejsce zbiórki dojeżdżają ostatni rowerzyści. Czytamy mapy, szukamy przysiółka wsi Cieplice – Szegdy. W okresie po II wojnie światowej ta okolica była miejscem walk polskiego oddziału partyzanckiego dowodzonego przez Józefa Zadzierskiego. Wyznaczamy trasę i ruszamy z kopyta... W drodze nie obyło się bez problemów. Koń mógłby co najwyżej zgubić podkowę, a tu łańcuch, hamulce i upadki
przez kierownicę, ale przecież nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Krew się polała...
Trudy wynagradza nam pogoda (pogoda ducha też), przyroda i ten zapach natury. Jak pachnie natura? Biorę głęboki wdech i niczym noworodek uczę się oddychać. Czuję zapach lasu sosnowego, wilgotnego runa, kwiatu dzikiego bzu, skoszonej trawy. Nie mogę przestać … Jestem kilkanaście kilometrów od miejsca zamieszkania, ale nigdy tu nie byłam. Co to za miejsce odludne, zatajone przed ludzkim wzrokiem? Co przed nami kryje?
Wjeżdżamy do leśnego zacisza... w centrum ponad stuletnia leśniczówka, ptactwo, zwierzęta: owce, kozy, krowy, kucyki, nutrie, lamy... i Bóg wie, co jeszcze? Wita nas czarownica, jak o sobie mówi właścicielka. Ja bym raczej rzekła, że kobieta renesansu: malarka, pisarka, florystka, kucharka, medium...tu stawiam wielokropek, bo tak wiele umiejętności, zdolności i pasji posiada. Na ścianie drewnianego budynku wisi jej atrybut – miotła.
Rozbijamy obozowisko. Po raz pierwszy będę spała w namiocie. Dużo tych pierwszych razy jak na jeden wyjazd. Udało się nam – dziewczynom - rozłożyć namioty, chociaż moi koledzy, mimo dołączonej instrukcji zapisanej werbalnie i pismem obrazkowym, mieli niemałe trudności. Przyszedł czas na pracę w zagrodzie, dzięki niej zyskamy rabat. Nakarmiliśmy króliki, skosiliśmy trawę, wyczyściliśmy kurniki, itd. W porze obiadowej samodzielnie, według wskazówek pani Eli, wyrabiamy ciasto, dobieramy składniki, zioła i pieczemy autorskie pizze. Były wyśmienite. Podobno chłopaków bardziej aromatyczne. No tak, słabo sobie radzą z hieroglifami, ale zmysł powonienia mają zdecydowanie bardziej rozwinięty. Popołudnie spędzamy na zbieraniu drzewa na ognisko. Nie zamierzałam dzisiaj zmrużyć oka, więc robimy zapasy na całą noc. Był też czas na odpoczynek na łonie natury, grę w piłkę, obcowanie ze zwierzętami.
Słońce schylając swe czoło, rozpaliło wierzchołki drzew, a my w grupach uczyliśmy się rozpalać ogień za pomocą krzesiwa. Niestety i tym razem chłopcy okazali się lepsi. Rozniecili ogień i upiekli kiełbaski, w końcu mężczyźni są lepszymi kucharzami, niż my kobiety.
Nadeszła chwila, w której wyruszamy do przeszłości. Na myśl przychodzi mi nazwa naszego projektu „W czasoprzestrzeni” i nazwa zagrody „Międzyczas”, wszechobecny czas. Znajdujemy się w pętli czasu. Pani Elżbieta Starzak w prowadza nas do leśniczówki. Przed wejściem odczytujemy napis „Dom z duszą”. Przed oczyma ukazują się przedmioty kultury ludowej wsi polskiej, ale to nie one grają tutaj główną rolę. Najważniejsza jest dla nas historia tego miejsca, zbrodni, ducha Wołyniak. Ciągniemy właścicielkę za język (brzmi jak narzędzie tortur), dowiadujemy się nieznanych nam dotąd faktów o Józefie Zadzierskim. Wiemy, że bywał w leśniczówce, która była dla niego namiastką domu, że na swoich oficerskich butach huśtał dzieci, że został postrzelony i w ranę wdała się gangrena, że przy studni popełnił samobójstwo i po dziś dzień możemy tu usłyszeć kroki kogoś w oficerskich butach. Poznajemy dzieje duszy, jasną i ciemną stronę Zadzierskiego. Podobno jego ciało spoczywa pod jedną z grusz, a grób w Tarnawcu jest tylko symboliczny. Zaskakuje mnie to, że do tego miejsca niegdyś przyjeżdżali harcerze i tak jak my przechodzili przysłowiową „szkołę życia”. Po stu latach jesteśmy my. Historia kołem się toczy.
Najtrudniejsza była noc z duchem, który spacerował między namiotami... Nie zmrużyłam oka do rana...
11 czerwca
Kolejny dzień rozpoczęliśmy od udoju kóz i na karmienia zwierząt w zagrodzie. Po nieprzespanej nocy, ciężko było zabrać się do pracy. Z kurnika i podwórka zebraliśmy jajka i usmażyliśmy jajecznice. Następnie wzięliśmy udział w warsztatach „Od udoju do serka” i własnymi rękoma wykonaliśmy tradycyjne kozie sery, przyprawiane według uznania. Przed południem zwinęliśmy obozowisko i zajęliśmy się kucharzeniem ph.: ”Co do garnka włożyć”. Rozpaliliśmy palenisko, przygotowaliśmy kociołek i wszystkie produkty do chłopskiego garnka. Obiad się udał, palce lizać... Po posiłku pożegnaliśmy gospodarzy, bo przed nami rozciągała się ponad 20-kilometrowa trasa. Duchy, bo podobno jest ich kilka, zostawiliśmy w spokoju.
Kolejnym punktem naszego wyjazdu był zalew w Ożannie. Tu po raz wtóry poznaliśmy historię Józefa Zadzierskiego i Franciszka Przysiężniaka oraz florę i faunę z tablic edukacyjnych rozstawionych wokół zbiornika wodnego. Przyszedł czas na próbę odwagi, czyli zjazd tyrolką nad zalewem. Miałam pewne opory związane z lekiem wysokości, ale po pierwszym zjeździe, lęk umarł i drugi był tylko przyjemnością. Odpoczynek nad wodą, to, to czego mi było potrzeba...
Chyba
Dobra Dusza
Projekt W czasoprzestrzeni realizowany jest w ramach Programu „Równać Szanse” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, administrowanego przez Polską Fundację Dzieci i Młodzieży.